wtorek, 19 listopada 2013

Tradycja rozdwojona

Uznaję siebie za protestanta, co oznacza, że moim jedynym źródłem wiedzy o Bogu jest Tradycja Apostolska zapisana i przekazana kolejnym pokoleniom w Biblii. Nie uznaję tradycji ludzkich, przekazywanych ustnie i na zasadzie ogłaszania kolejnych porcji dogmatów, które powstawały na przestrzeni dziejów w odpowiedzi na nowe herezje. Takie postrzeganie Tradycji Apostolskiej ma swoje źródła w czasach Reformacji, gdy Kościół Rzymskokatolicki według pewnych jednostek za daleko odszedł od tego, czego nauczał Jeden, Święty, Powszechny Kościół Apostolski w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W efekcie postanowiono powrócić do źródeł - czyli do Tradycji, o której na pewno było wiadomo od niemal samego początku Kościoła, że jest nieskażona nauką ludzką - to jest tej zapisanej w Biblii.

Stanowisko to wydaje się rozsądne - trzymać się tego, co bardzo wcześnie ustalił Kościół i spisał w formie Nowego Testamentu. Na tej zasadzie - sola Scriptura - opiera się większość (jeśli nie wszystkie) wyznania protestanckie. Nie uznają one dogmatów i postanowień, które pojawiły się dużo później w historii Kościoła, co nie znaczy jednak, że ze wszystkimi się nie zgadzają - na przykład katolicki dogmat o Trójcy jest wspólny dla wszystkich chrześcijan (choć przeciwnicy idei Trójcy też nazywają siebie chrześcijanami, ale to temat na inną dyskusję). Wydawałoby się zatem, że protestanci rozwiązali już wszystkie problemy z herezjami w XVI-wiecznym Kościele i teraz nie mamy już żadnych wątpliwości, że do rozstrzygnięcia każdej kwestii wystarczy Biblia.

Pojawiają się jednak na naszej drodze co najmniej dwa problemy: mnogość protestanckich denominacji, z których każda twierdzi, że opiera się na Biblii i Biblii tylko i druga kwestia: ciągłość Kościoła na przestrzeni wieków.

Mnie jako protestantowi niejednokrotnie już zarzucono te dwie Wielkie Protestanckie Winy. Jak to jest, że jeden Duch Święty rzekomo pokierował ludźmi tak, aby powstało aż tyle odrębnych wyznań wiary? I co z ludźmi, którzy żyli przed 1517 rokiem, przed Reformacją, ale po pierwszych wiekach chrześcijaństwa, kiedy to, według niektórych protestantów, Kościół Katolicki był zwiedziony, a alternatywy nie było? Duch Święty opuścił Oblubienicę Chrystusa na dobre 1000 lat? W historii Kościoła jest jedna wielka dziura i nikt z tego okresu nie będzie zbawiony?

Istnieją próby odpowiedzi na te pytania - gorsze i lepsze. I mógłbym napisać tutaj o tym, że te 30 000 protestanckich denominacji da się zredukować do trzech, albo że w gruncie rzeczy liczą się rzeczy najważniejsze w danej teologii, a nie sprawy drugo- i trzeciorzędne, co sprawia, że wszyscy protestanci to z grubsza jedna rodzina. Mógłbym napisać, że ciągłość Kościoła nie polega na istnieniu jednej organizacji zbawczej przez cały okres od Jezusa do dziś, ale zdefiniować Kościół jako "zbiór wierzących ludzi", co sprawia, że zawsze istniał Kościół, ale w formie nieco bardziej abstrakcyjnej. Jednak nie będę się wgłębiał w te zagadnienia, ale chciałbym napisać parę słów o Tradycji pozabiblijnej (nie wywodzącej się bezpośrednio z Biblii, np. katolicki dogmat o Wniebowzięciu Maryi) i wskazać, na jakie problemy napotykają jej wyznawcy. Ostatecznie okaże się, że problemy protestantów dają się zredukować do tych samych kwestii, a więc okaże się, że Wielka Protestancka Wina spoczywa na nas wszystkich (co, oczywiście, jej nie usprawiedliwi, ale da pewne odpowiedzi na pewne pytania).

Trzeba rozpocząć od uświadomienia sobie, że w ogóle istnieją co najmniej dwie historyczne Tradycje pozabiblijne - katolicka oraz (często w Polsce zapominana) prawosławna. Kościół Prawosławny również powołuje się na Tradycję pozabiblijną, również zachowuje jej ciągłość od czasów Chrystusa (a przynajmniej tak twierdzi), ale, co najciekawsze, Tradycja prawosławna jest... inna niż katolicka. Wbrew temu, co sądzą niektórzy katolicy, teologia prawosławna to nie to samo, co katolicka minus Papież. Różnice doktrynalne jedynie kończą się na takich kwestiach, jak sprawy rozwodu czy zwierzchnika kościoła - ale naprawdę zaczynają się w rozumieniu grzechu, sensu śmierci krzyżowej czy postrzeganiu Kościoła właśnie. Okazuje się, że jeśli katolicy chcieliby zachować spójność nauczania swojego kościoła, to nie powinni uczęszczać na nabożeństwa prawosławne (i vice versa) - choć często spotykałem się z opinią, że "Kościół Prawosławny jest na tyle podobny do Katolickiego, że w razie czego wierni jednego kościoła mogliby chodzić do drugiego". Jest to tak samo usprawiedliwiona opinia, jak ta, że osoby nie uznające daru modlitwy na językach w dzisiejszych czasach mogą swobodnie uczęszczać na nabożeństwa Kościoła Zielonoświątkowego*.

Nagle problemem staje się ustalenie, który Kościół rzeczywiście przechowuje pełnię Tradycji Apostolskiej nieprzekazanej w Biblii - bo o ile możemy wyśledzić źródła obu teologii idąc od dziś w przeszłość, o tyle przejście w drugą stronę jest niemal niemożliwe po tym, gdy napotka się rozdwojenie w 1054 roku. Jeśli chcielibyśmy przejść od dnia Pięćdziesiątnicy od dziś, by odszukać Kościół Chrystusa (w sensie katolicko-prawosławnym, jeśli wiecie, o co mi chodzi), to po dojściu do Wielkiej Schizmy, jaka miała miejsce w tym roku w Kościele, tak naprawdę nie mamy żadnych obiektywnych narzędzi, by móc stwierdzić, w którą z tych dwóch stron "poszedł" Duch Święty. Rozsądzenie tej sprawy leży w przyjęciu z góry ustalonych założeń - np. rację ma biskup tego miasta, ale nie tamtego lub rację mają ci, ale nie tamci Ojcowie Kościoła. Innymi słowy, każdy może sam sobie dobrać "prawdę" na podstawie własnych przemyśleń i przekonań i na tej podstawie... "wybrać" sobie autorytet, któremu się podporządkuje. Jednocześnie, jeśli będzie chciał być w zgodzie z nauczaniem kościoła, który sobie wybierze, będzie musiał wierzyć, że ten drugi kościół historyczny jest w błędzie lub jest co najmniej niepełny.

Czy to podejście nie brzmi znajomo? Zarzucanie protestantom tworzenia kolejnej denominacji na podstawie własnych przekonań jest tym samym, co zapisywanie się do Kościoła Katolickiego lub Prawosławnego na podstawie... własnych przekonań. Przecież nikt nie uargumentuje, czemu jest katolikiem, a nie prawosławnym lub odwrotnie bez odwoływania się do własnych, subiektywnych opinii. Ba, lepiej, najczęściej (ale nie zawsze) katolik jest katolikiem a prawosławny prawosławnym tylko dlatego, że jego rodzice są tego wyznania. Oznacza to, że przynależność do właściwego Kościoła Chrystusowego jest kwestią szczęścia urodzenia się we właściwej rodzinie i w zasadzie oznacza, że ten drugi (niepełny) kościół jest jedną wielką dziurą na wyznaniowej mapie świata. Zupełnie taką samą dziurą, jak rzekoma dziura czasowa w historii Kościoła według protestantów.

Niestety wpadamy w ten sposób w jakąś formę relatywizmu - poglądu, że nie ma prawdy absolutnej i niezależnej od czegokolwiek. Biblia jednak nie tak przedstawia prawdę - jako zależną od subiektywnych opinii, przez co niewymagającą odpowiedzialności przez swoją niedostępność i nieuchwytność. To stoi w pewnej sprzeczności z akapitami powyżej, ale jednocześnie powyższe rozumowanie jest prawdziwe zawsze wtedy, gdy kościołów powołujących się na Tradycję pozabiblijną jest co najmniej dwa. A my w takiej właśnie sytuacji się znajdujemy.

Cóż zatem? Gdzie jest prawdziwy Kościół Chrystusa? Jeśli jest w Kościele Katolickim lub Prawosławnym, to Bóg za pewne pozostawił obiektywną metodą jego odnalezienia. A jeśli taka metoda istnieje, to prawdopodobnie da się ją zastosować do protestantyzmu, który przecież "wybiera" sobie wiarę na tej samej zasadzie. Jeśli zaś taka metoda nie istnieje - a tak właśnie myślę** - to pozostaje wierzyć, że kto ma uwierzyć i być w odpowiednim kościele, o tego osobiście zadba Duch Święty i taką osobę tam poprowadzi. Wtedy nie musimy się niczego obawiać, gdyż wszystko jest już w rękach Tego, który wie, co dla nas będzie najlepsze. I całe szczęście.



* Proszę mnie tu jednak źle nie zrozumieć - nie nawołuję tu do zamykania kościołów od środka ani do segregacji wyznaniowej - podkreślam po prostu rozmiar różnicy doktrynalnej. W rzeczywistości niech każdy uczęszcza na takie nabożeństwa, na jakie ma ochotę (ale tu zniechęcam od churchingu :)).

** Jeśli ktoś uważa, że zna taką metodę - rozsądzenia w obiektywny sposób, w którym z tych dwóch Kościołów historycznych: Katolickim czy Prawosławnym znajduje się pełnia Tradycji Apostolskiej biblijnej i pozabiblijnej, to proszę - niech da mi znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz